Wszystko, począwszy od pierwszych kroków postawionych w Konstancinie, wydawało się zachwycające. Ze stacji kolejki szło się przez Park Zdrojowy, mijano po drodze willę „Hugonówka”, w której mieścił się luksusowy pensjonat winiarza Hugona Seidla (zwany „Pod diabłami” od stojącego przy nim posągu; dzisiaj mieści się w nim Konstanciński Dom Kultury), i nieco dalej jaskinię hazardu: Kasyno.

Monika Żeromska wspominała: „szliśmy do domu […] długą, prostą ulicą Sienkiewicza, którą ocieniały gęsto posadzone kuliste akacje, a na końcu świecił różowo mijając w zachodzącym słońcu ceglany wodociąg. Kiedy padał deszcz, można było suchą nogą przejść od nas do stacji, tak gęste stykające się koronami były te akacje. Idąc tak, ojciec mówił do mamy: >Żadne Capri, żadne Nervi, żadna Nicea nie pachną tak, jak Konstancin<.”.
Jeszcze dalej mijało się między innymi wille „Moja” (wtedy: „Pod herbem”), reprezentacyjną „Eugenię” (dzisiaj: „Natemi”), i imponującą „Marylę”, sąsiadującą z willą „Świt”, domem Żeromskich. Wchodziło się do ogrodu od ulicy Witolda (obecnie: Żeromskiego).

Państwo Żeromscy znaleźli się w Konstancinie w przyjaznym środowisku ludzi świetnie wykształconych, utalentowanych, zamożnych, którzy zajmowali wysokie stanowiska w odradzającej się ojczyźnie – i szeroko udzielali się społecznie; także w Konstancinie.